Centralne eliminacje Olimpiady Wiedzy o Mediach 2017 - II Liceum Ogólnokształcące z BJN im. Bronisława Taraszkiewicza w Bielsku Podlaskim 

Centralne eliminacje Olimpiady Wiedzy o Mediach 2017
wtorek, 21 marca 2017 roku
Dodał: Sławomir Niedźwiecki
Kategoria: Osiągnięcia  

Centralne eliminacje Olimpiady Wiedzy o Mediach skupiły około 160 uczniów z całej Polski. Reprezentowałem tam naszą szkołę razem z Ewą Kuncewicz (IIIC).
Pierwszy dzień (17 marca)  zaczął się od spotkania na białostockim dworcu.Tam też poznaliśmy się z naszą grupą. Krótkie wprowadzenie i wsiadamy do pociągu z opiekunem, Karolem Więchem, wykładowcą kulturoznawstwa na Uniwersytecie w Białymstoku.

Po kilku godzinach podróży dotarliśmy na Uniwersytet Warszawski. Gmach głównego budynku zdobił duży "zegar" informujący o tym, że (UW) ma już okrągłe 200 lat.
Po zarejestrowaniu się, udaliśmy się na aulę. Co ciekawe, na tej samej auli przyjmowano wcześniej kanclerz Niemiec, Angelę Merkel.
Dalej nastąpiła część, która mi niestety dziwnym zrządzeniem losu umknęła.To oczywiście przez stres i inne anomalie, takie jak Marshall McLuhan i jego niezrozumiałe, medioznawcze teorie spiskowe. - To było oczywiście winą stresu..?
Po napisaniu testu, dośc trudnego trzeba przyznać, przeszliśmy do nieco ciekawszej części naszego wyjazdu.

W planie Oimpiady przewidziano spotkanie z dwójką dziennikarzy.
Filip Chajzer był człowiekiem ekspresywnym, działającym w przede wszystkim w zespole.Twierdził, że dziennikarstwo opiera się na hierarchii. Zaczyna się od prasy. Tam dziennikarz uczy się pisać teksty, potem przechodzi do radia. Ono uczy wpasowywania się w czas przeznaczony na emisję i obrazowego przedstawiania sytuacji. Królową jest telewizja. W niej, połączone jest wszystko to co było, plus nowe wizualne wymagania.
Natomiast jego imiennik, Filip Springer sprawiał wrażenie surowego indywidualisty, wymagającego od siebie wiele. Na wykładzie podzielił dziennikarstwo na dwa odrębne gatunki fotografię i pisanie. Twierdził, że są na tyle różne, że jednostka nie może się jednocześnie skupić na obu.
Mieli widoczne różnice, jednak łączyło ich to co powinno charakteryzować doświadczonych dziennikarzy, ogromna charyzma i pewność siebie.
Potem odwiedziliśmy budynek ambiwalentnej, ostatnimi czasy, w ocenie, Telewizji Polskiej.
Zachowując poprawność polityczną, budynek robił wrażenie. Po przejściu przez "detektor poglądów lewicowych" nie wiedząc czemu zaczęło mi szumieć w uszach i kręcić się w głowie. Stan ten utrzymywał się na długo po wyjściu.
Ale detektor nie zapikał.
W reżyserce, czyli pomieszczeniu pracy reżysera, pierwszym, jakie było dane nam zobaczyć, stał, nota bene, postPRL-owski sprzęt. Choć nie wiem, czy to ambitne selekcjonowanie faktów, czy nie, powiedziano nam, że zostały zakupione po '89 roku.
Ciekawe były studia telewizyjne. Każde z nich jest budowane indywidualnie. Specjalnie do potrzeb programów. Studnia w rzeczywistości to wielkie hale, w których składa się to, co śledzą widzowie na małym ekranie.
Co ciekawe, żaden element z infrastruktury studyjnej, nie może być wykorzystany ponownie w innym programie.
A jeśli czegoś nie można zrobić fizycznie, TVP tworzy komputerową iluzję na greenscreenie. Jeśli manager chce mieć wywiad w zamku, specjaliści IT, tworzą mury zamku na komputerze i łączą je z obrazem z kamery.
Poza studiami byliśmy w wielkim foyer połączonym z mini-muzeum telewizji, tam mogliśmy dotknąć eksponatów, kamer, które wyszły już z użytku.

To co mnie, urzekło w Telewizji najbardziej to to, że przewodnicząca wycieczki przyznała sama, że cenzura w telewizji obowiązuje, co więcej "zwiększa się coraz bardziej".
Po wszystkim, zmęczeni, w deszczu przemierzaliśmy Warszawę w poszukiwaniu naszej ostoi, jednogwiazdkowego hotelu Aramis. Spędziliśmy w nim noc pławiąc się w niesłychanym luksusie posiadania łazienek w pokoju. Wspomniany szum jeszcze dawał mi się we znaki, więc nie było mi dane zobaczyć tego wszechobecnego blichtru. Poszedłem spać wcześniej.
Następnego dnia (18 marca) wróciliśmy znowu na uniwersytet, żeby podziwiać dwunastkę medioznawczych wybrańców. Spośród nich trójka została wyłoniona do atrakcyjnych nagród i samego tytułu zwycięzcy. Zrobiono to na zasadzie "jednego z dziesięciu"...czy też dwunastu. Turniej wygrał Stanisław Bryś z Poznania, któremu gratuluję z całego mojego wypełnionego miłością dziennikarską serca. Szczerze...!

Mając miłe doświadczenia za sobą, pożegnaliśmy UW i wsiedliśmy do pociągu. Obładowani papierologią od Bauera, wróciliśmy do domów.Odpowiadając na pytanie kolejnych pokoleń czy warto (?) odpowiem tak, wyjazd był fajną przygodą a test, cóż  nie jeden test jeszcze przede mną.

Adrian Korniluk klasa IIIc


 



Wstecz